"TESTAMENT NIERZĄDNICY" - INY LORENTZ | Średniowieczna terminatorka

Po przeczytaniu „Nierządnicy”, a następnie „Kasztelanki”, mogłabym zapytać: jak to możliwe, że kobieta, która przyciąga nieszczęścia jak magnez, ma więcej żyć niż przeciętny bohater amerykańskiego filmu? Mogłabym, ale nie zapytam, bo właśnie ta pewność pokonania przez Marię trudności, prowadzi czytelnika przez kolejne nieprawdopodobne losy bohaterki, jednocześnie dbając o spokój ducha i utrwalając świadomość triumfu na końcu powieści.

„Testament nierządnicy” jest niczym innym, jak schematyczną kopią pierwszych dwóch części popularnej sagi autorstwa Iny Lorentz, w której czytelnik nie musi obawiać się o zakończenie. Nie oznacza to jednak, że strach nas całkowicie opuszcza. Towarzyszy nam, ale zmienia się jego charakter. Napisałabym nawet, że strach w trzecim tomie dojrzewa, tak jak i dojrzała nasza bohaterka. Maria, jako w pełni zahartowana i świadoma kobieta, zostaje „ubrana” w okropną intrygę, uknutą przez zawistną żonę zmarłego Falko. Nierozważne decyzje Huldy, wyprowadzają Marię na totalny skraj życia, a poniekąd także na skraj świata. Była nierządnica staje się bowiem towarem i ofiarą handlu ludźmi i zostaje wywieziona wraz z wieloma niewolnikami aż na tereny Rosji. To właśnie na tych terenach rozgrywa się akcja książki. Ode mnie duży plus dla autorów za zmianę tła powieści. Oderwałam się od tematu czeskich husytów i niemieckich średniowiecznych grodów, a w zamian otrzymałam Worosansk, poniekąd także Moskwę, a do tego księżną Anastazję rodem aż z Konstantynopola.

Iny Lorentz ubezpieczyli losy Marii w wiele nowych i ciekawych postaci. Oprócz nieprzewidywalnej Anastazji, poznajemy także czarnoskórą bohaterkę, która podobnie jak Maria, ląduje w Rosji jako towar w handlu ludźmi. Co ciekawe, to nie Maria stanowi piękność, którą wszyscy chcą zakupić na targu niewolników, a właśnie nasza czarna młoda dziewczyna. Mimowolnie zostaje ona „egzotyczną” nierządnicą i kochanką księcia Worosanska, czym przysparza sobie wroga numer jeden w postaci samej księżnej. I tak jak samej Marii udaje się unikać bestialskich gwałtów, tak jej ciemnoskóra przyjaciółka, staje się obiektem pożądania dla każdego, kto na nią spojrzy. Kasztelanka zostaje natomiast wprowadzona w nową rolę, staje się mamką dla królewicza, jak również zielarką dla samej Anastazji. I jak można się domyślić, pomoc Marii jest na tyle cenna, że mimo impulsywnego charakteru księżnej, zostaje jej powiernicą.

Co do ciekawych postaci, muszę wspomnieć też o nowej małżonce Michała. Tak… Michał, wdowiec po Marii (jak sądzą bliscy i jak stanowią dowody), zostaje przez cesarza Zygmunta nakłoniony do kolejnego ślubu. I tu cieszy fakt, że Iny Lorentz nie popadli w totalne łamy miłości Marii i Michała, a pokazali prawdziwe odczucia człowieka. Michał, mimo, że nie potrafi odwlec w niepamięć cierpienia po śmierci Marii, czuje pożądanie do nowej żony. Oczywiście nie wynika ono z prawdziwego uczucia, jak się niejednokrotnie przekonujemy, a ze zwykłej męskiej jurności. Trzeba dodać, że nowa małżonka nie jest już tak ułożona, jak Maria i niejednokrotnie doprowadza zarówno Michała, jak i resztę służby, do szału. Wspomnę też, że Michał może zawieść czytelniczki, które oczekują od niego wiary aż po grób. Wierzy on bowiem w dowody i fakty, a tym samym okazuje się słabszym niż Maria, jest przekonany o śmierci żony i ubolewa, jak na wdowca przystało. Jedyną osóbką trwającą przy swoim i wierzącą, że Maria żyje, jest malutka córeczka kasztelanów, Trudi. Jednak kobiecy instynkt ma swoją moc…

Czytając „Testament nierządnicy” nasunęło mi się jeszcze kilka refleksji. Przede wszystkim ta, o której rozpisują się też inni czytelnicy i o której i ja już wyżej wspomniałam. Maria sprowadza nieszczęścia, które innych już dawno sprowadziłyby do grobu. Ona, mimo trudności losu, zawsze ma cel i za wszelką cenę dąży do niego. Tym celem jest oczywiście zemsta i powrót do ukochanego. Podobnie jak w poprzednich częściach, początek powieści to pasmo samych nieszczęść. Ostatnia kwarta natomiast, to totalne odwrócenie kart, gwarantujące istny fart i tumany szczęścia. Bo jak wierzyć, że w tak mrocznym średniowieczu porwana i wywieziona w sidłach handlu ludźmi kobieta, mogła udobruchać księżną i co bardziej istotne, spotkać swoją dawną znajomą markietankę Odę, która to okazała jej pomoc niczym najbliższa przyjaciółka (w „Kasztelance” kobiety nie przepadały za sobą).

Dość nietypowe jest też to, że Maria jest poliglotką. Tak jak w poprzedniej części szybko nauczyła się czeskiej mowy, tak i tu, bez większych kłopotów, uczy się rosyjskiego. Oczywiście nie od nauczyciela, a od zwykłej służby, czy samej księżnej (po prostu jej słuchając). Po kilku miesiącach dogaduje się z większością osób. Myślę, że to jej instynkt przetrwania daje taką moc i petardę w nauce.

Przy tym warto wspomnieć o kolejnej refleksji. Maria wcale nie jest przemiłą i słodką bohaterką. Mimo, że darzy przyjaźnią nowo poznaną czarnoskórą dziewczynę, to wcale nie jest skora, by przybliżyć sobie jej kulturę i język. Wręcz odwrotnie, zmusza przyjaciółkę do nauki nie tylko rosyjskiego, ale też jej ojczystego niemieckiego. Trzeba przyznać, że Maria jest samolubną postacią. Jedno zdanie z książki dobrze kwituje fakt: odnalezienie dzikiej ojczyzny Afrykanki, nie będzie możliwe, a jej przyszły los będzie wiązał się z ojczyzną Marii. Ale przecież znamy już egoizm Niemki bo nie raz wychylił się na pierwszy plan. W „Kasztelance” bohaterka też pokazywała humorki, chociażby rozkazując nieodpowiednio odzianemu woźnicy wieźć się w mróz do zagrody Hiltrud.

Zastanawia mnie też sam tytuł powieści. Bo niby czarno na białym czytamy o testamencie, a przecież Maria takowego nie zostawiła. Chyba bardziej pasowałaby „śmierć” albo „żałoba”. To byłyby bardziej odpowiednie sformułowania. Można mieć też wiele uwag do licznych literówek, a nawet błędów ortograficznych, ale to nie umniejsza samej historii.

Troszkę refleksji i rozłożenia książki na czynniki pierwsze, wystarcza mi do podjęcia decyzji. Niezmiennie trwam przy tym, że trzecia część „Nierządnicy” była warta przeczytania, emocjonująca, ubrana w ciekawych bohaterów i jeszcze ciekawsze tło historyczne. Niejedna postać zaskoczyła mnie, a utrwalona już przewidywalność przygód Marii, stanowi tylko potwierdzenie dla wiernej kontynuacji sagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger